Rozbudzone nadzieje, poczucie niedosytu i wielkie oczekiwania – Lech Poznań będzie musiał się wiosną mierzyć z presją bycia jednym z głównych faworytów do mistrzostwa Polski. Drużyna, która przed sezonem miała walczyć co najwyżej o podium jesienią pokazała się z tak dobrej strony, że brak mistrzowskiego tytułu będzie uznawany za kolejną porażkę. Apetyty rosną w miarę jedzenia, a działacze „Kolejorza” w zimowym oknie transferowym nie byli spektakularni, lecz aktywniejsi niż zazwyczaj. Czy Lech Poznań jest gotowy na zmagania w rundzie wiosennej?
W Lechu Poznań pod koniec minionego sezonu nie funkcjonowało prawie nic, trudno było wskazać jakikolwiek mocny i niezawodny punkt tej drużyny. Jesienią Niels Frederiksen w kilku aktach odmienił ten zespół o 180 stopni, o czym pisałem już tutaj. W pierwszej części sezonu nie brakowało w Poznaniu upadków, ale wzlotów i pięknych chwil było nieporównywalnie więcej. Sztuka, której reżyserii podjął się duński trener pozostaje wciąż niedokończona. Do dogrania pozostał jeszcze piąty akt, w którym rozstrzygną się losy mistrzostwa Polski.
Spokój? Tego w Poznaniu nie było
Po tak dobrej jesieni kibice oczekiwali tego, że działacze „Kolejorza” zdecydują się na wykorzystanie wyniku, który wypracował już Niels Frederiksen. Kadra Lecha miała dużo jakości, ale znalezienie mankamentów tej ekipy nie należało do najtrudniejszych zadań. Brak jakościowych zmienników na kilku newralgicznych pozycjach, problemy z przebijaniem nisko ustawionych bloków defensywnych, a do tego „Kolejorz” zwieńczył tak dobrą rundę dwoma bardzo przeciętnymi wyjazdami do Gliwic oraz Zabrza. Udało się utrzymać w Poznaniu pozycję lidera Ekstraklasy, ale wątpliwości pojawiło się bardzo dużo. Miała to więc być bardzo intensywna przerwa zimowa.
Wszyscy obserwatorzy poczynań ekipy Nielsa Frederiksena wiedzieli, że Duńczyk wraz ze swoim sztabem daje Lechowi naprawdę duże możliwości. Na działaczach poznańskiego klubu pojawiła się więc presja, by odpowiednio wzmocnić zespół i odwdzięczyć się szkoleniowcowi, dając mu odpowiednie narzędzia do pracy.
Trzy postanowienia Nielsa Frederiksena
Wielowymiarowość i uniwersalność
Wraz z nowym trenerem do Poznania przybyło korporacyjne spojrzenie na futbol. Niels Frederiksen po każdym meczu szukał w swojej drużynie elementu, który można jeszcze usprawnić. Po rundzie jesiennej Duńczyk mógł wysnuć kilka ważnych wniosków. Szczególnie dużo powodów do rozważań miał po spotkaniach z Piastem Gliwice oraz Górnikiem Zabrze. Pod koniec rundy „Kolejorz” gwałtowanie wyhamował i to na pierwszy plan wysuwa najbardziej palącą bolączkę Lecha Poznań.
Ekipa lidera Ekstraklasy miała w pierwszej części sezonu poważny problem z przełamywaniem głęboko ustawionych linii defensywnych przeciwnika. Lech był bezradny w ofensywie grając w Częstochowie oraz w Krakowie z Puszczą Niepołomice. Miał problemy ze stwarzaniem sytuacji w Zabrzu oraz w Gliwicach. Ekipy z Górnego Śląska w starciu z „Kolejorzem” również postawiły na zamknięty futbol. Ofensywę poznaniaków zneutralizował również Motor Lublin, który zmusił podopiecznych Nielsa Frederiksena do gry w bocznych sektorach boiska.
Zrezygnowany Niels Frederiksen. Trudno mu się dziwić – Lech nie gra dobrego meczu – Lech gra dzisiaj fatalnie. Nawet Mrozek idzie do przodu.
A kibice Motoru świętują, są coraz głośniejsi. Muszą poczekać jeszcze 5 doliczonych minut, a potem do sektora przyjdzie ekstaza. pic.twitter.com/pTa5JHBF9W
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) October 5, 2024
Lech miał więc problemy, gdy mniej swobody miały największe gwiazdy poznańskiego zespołu. Przede wszystkim Afonso Sousa, jak i dwaj odwróceni skrzydłowi operowali bliżej środkowej osi boiska. To w tym sektorze „Kolejorz” dynamicznymi podaniami, kombinacjami z wykorzystaniem Mikaela Ishaka rozmontowywał najlepsze defensywy Ekstraklasy. Zazwyczaj funkcjonowało to znakomicie i Lech był wyjątkowo efektowny, ale gdy przeciwnik blokował ekipie z Poznania środek pola… wówczas posiadanie piłki było w wykonaniu Lecha bardzo nieefektywne. Spotkanie z Piastem Gliwice oraz druga połowa domowego meczu z Motorem Lublina zakrawała o kuriozum.
Wobec tego najważniejszym zadaniem Nielsa Frederiksena w trakcie przerwy zimowej było przygotowanie zespołu lidera Ekstraklasy na potyczki z nisko ustawionymi przeciwnikami. Trenerzy Ekstraklasy wiedzą już, że próba otwartej gry na stadionie przy ulicy Bułgarskiej może skończyć się pogromem.
Mentalność głodu zwycięstw
Kolejną z bolączek Lecha Poznań był momentami brak umiejętności utrzymania kontroli nad meczem. „Kolejorz” zazwyczaj rozpoczynał mecze z rozmachem. Pierwsze minuty po gwizdku sędziego były pokazem siły poznaniaków, którzy nieustannie atakowali i grali wyjątkowo intensywnie. Bardzo często kończyło się to objęciem prowadzenia, ale niemal równie często Lech po pierwszym strzelonym golu tracił kontrolę nad spotkaniem. W szeregach ekipy Nielsa Frederiksena pojawiało się coraz więcej niedokładności. Lech Poznań po prostu zbyt często tracił prowadzenie. Działo się tak z Motorem Lublin, Legią Warszawa oraz Koroną Kielce.
Jednocześnie nie potrafił też odrabiać strat. Gdy Lech tracił bramkę jako pierwszy, ani razu nie odwrócił diametralnie wyniku spotkania. A konkurujący z ekipą Nielsa Frederiksena Raków Częstochowa robił to nadzwyczaj często i zyskał na tym całkiem sporo punktów. A w klasyfikacji na koniec sezonu to właśnie tabela będzie najbardziej istotna, a nikt nie będzie zwracał uwagi na efektowny styl i piękne triumfy w najważniejszych meczach.
Niels Frederiksen powinien cały czas utrzymywać wśród swoich zawodników mentalność zwyciężania, bez której nie da się zdobyć mistrzostwa. Pod koniec rundy jesiennej wydawało się, że Lech chce dokończyć zmagania przed przerwą siłą rozpędu, a skończyło się to stratą aż 4 punktów. Duński trener musi więc cały czas utrzymywać w szatni „Kolejorza” wolę walki do samego końca i jest to szczególnie ważne ze względu na to, że w nie tak dawnej przeszłości Lechowi zdarzało się tracić przewagę w wyjątkowo głupim stylu. W Poznaniu autostrada do mistrzostwa Polski była otwarta w 2018, jak i w 2024 roku, a w obu przypadkach kończyło się na kompromitacjach.
Ale kto ma wyrobić odpowiednią mentalność w Lechu Poznań, jak nie „zimny” Niels Frederiksen? Dotkliwa porażka w sparingu z duńskim FC Nordsjaelland powinna tylko zmotywować piłkarzy „Kolejorza” do jeszcze cięższej pracy.
Więcej indywidualności
Ostatnim z trzech priorytetowych zadań duńskiego szkoleniowca jest ustabilizowanie formy niektórych zawodników. W szatni Lecha Poznań drzemie naprawdę wielki potencjał, „Kolejorz” ma liderów w każdej formacji, ale jesień zostawiła u kilku piłkarzy mały niedosyt. Poznańskie gwiazdy tworzą razem świetny zespół, ale w najtrudniejszych momentach to właśnie umiejętności najlepszych indywidualności mogą odmienić losy spotkania.
Kibice oraz trener więcej powininni oczekiwać przede wszystkim od skrzydłowych. Dino Hotić zanotował świetny start sezonu, ale sytuacja z poprzedniego sezonu się powtórzyła i pod koniec rundy wyglądał jak cień samego siebie. Bośniak nie potrafił wnieść impulsu nawet z ławki rezerwowych, a w ostatnich meczach rundy Lechowi bardzo brakowało umiejętności znalezienia się w polu karnym w najmniej spodziewanym momencie.
Sporo do udowodnienia ma również Daniel Hakans, który został latem sprowadzony za całkiem sporą sumę, a do tej pory był albo kontuzjowany, albo nieskuteczny. Fin ma duże możliwości motoryczne, jest jednym z najszybszych piłkarzy w zespole, ale zazwyczaj zawodziła u niego decyzyjność w kluczowym momencie akcji. Fiński skrzydłowy pokazywał się z dobrej strony w sparingach i podobnej postawy będą od niego oczekiwać kibice w meczach ligowych.
🆕 Lech Poznań remisuje w drugim sparingu podczas okresu przygotowawczego.
Zabrakło skutecznego wykończenia. Mógł się podobać Daniel Hakans, który wiódł prym w pierwszej połowie.
Zdjęcia i relacja z meczu poniżej ⤵️https://t.co/fsjLSFy74q
— Maksymilian Dyśko (@MaksDysko) January 16, 2025
Zmiany kadrowe
Na kilku konferencjach prasowych w trakcie rundy jesiennej Niels Frederiksen podkreślał, że sprowadzeni latem zawodnicy, przede wszystkim Patrik Walemark oraz Filip Jagiełło, nie są jeszcze w optymalnej dyspozycji. Wpływ miał na to mieć fakt, że nie przebyli oni z zespołem pełnego obozu przygotowawczego. Wobec tego zimą na działaczach „Kolejorza” ciążyła presja, by sprostać oczekiwaniom trenera i zapewnić mu odpowiednie wzmocnienia jeszcze przed wylotem do Turcji. Zapowiadało się naprawdę dobrze, ale wraz z trwaniem okienka poznańscy działacze ewidentnie zwolnili tempo wzmacniania klubu. Na inaugurację rundy wiosennej w Poznaniu wciąż brakuje jakościowego zmiennika Mikaela Ishaka, wątpliwości budzi też odwód dla Michała Gurgula, który stanowi wciąż niedoświadczony Maksymilian Pingot. Mimo tego Lech wydaje się być do sezonu przyzwoicie przygotowany.
„Kolejorz” się nie osłabił, a przede wszystkim większy priorytet od sprzedawania piłkarzy miało sprowadzenie zawodników do klubu. W ten sposób Lech uniknął sytuacji, w której jest za późno na reakcję i zmiany.
Transfery do Lecha:
Lech Poznań potrzebował defensywnego pomocnika w pierwszych dniach obozu w Turcji. Niels Frederiksen otrzymał od zarządu „Kolejorza” Gisliego Thordarsona. Islandczyk do tej pory reprezentował barwy Vikingura i mimo braku większego doświadczenia poza ligą islandzką, sylwetka pomocnika wygląda bardzo ciekawie. Lech wygrał o niego rywalizację między innymi z Rakowem Częstochowa, więc oczekiwania są wobec niego spore. Wyglądał całkiem nieźle w meczach kontrolnych i można mieć nadzieję, że nie pójdzie drogą Bryana Fiabemy. Okaże się być naprawdę wartościowym elementem zespołu.
Thordarson potrafi napędzać akcje zespołu obracając się z piłką przy nodze mając na plecach przeciwników i potrafi też uruchomić partnera z zespołu dobrym prostopadłym podaniem. Mimo tego uważam, że w pierwszych miesiącach w klubie nie będzie jeszcze odgrywał bardzo znaczącej roli. To piłkarz niedoświadczony i zupełnie nieprzyzwyczajony do presji, z którą wiąże się z grą na stadionie przy ulicy Bułgarskiej. Powinien więc otrzymać pewien czas na adaptację w nowym środowisku, choć oczywiście nie można wykluczyć tego, że wejdzie do ligi wraz z drzwiami. Istnieje bowiem spora szansa, że w piątkowym starciu z Widzewem to on zastąpi pauzującego za żółte kartki Radosława Murawskiego.
Podobał mi się Gisli Thordarson w sparingu, ale mam naprawdę wielką nadzieję, że nikt nie będzie wieszał na nim psów po kilkudziesięciu gorszych minutach w Ekstraklasie.
Takie na pewno się zdarzą. W lidze pojawia się czynnik presji, trochę większej intensywności no i przeskok z… pic.twitter.com/Ewdl70yEnQ
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) January 17, 2025
Apetyt rośnie w miarę jedzenia
Chwilę później Lech ogłosił podpisanie kontraktu z Bartłomiejem Barańskim, który błyszczał w tym sezonie na boiskach 1. Ligi w barwach Ruchu Chorzów. To bardzo ciekawe wzmocnienie, ponieważ Lech zdecydował się na sięgnięcie po piłkarza, który był już w poznańskiej akademii. Resztę sezonu spędzi jednak kontynuując grę w barwach Ruchu Chorzów. Ale niezależnie od tego kibice Lecha byli rozochoceni. Wydawało się, że działacze klubu wreszcie nie będą bali się zaryzykować w zimowym oknie transferowym.
Optymizmu było coraz więcej, bo w Poznaniu ewidentnie potrafiono przyznać się do błędu. Latem do roli zmiennika Joela Pereiry sprowadzony został Ian Hoffmann, który zupełnie nie przystaje poziomem do drużyny walczącej o mistrzostwo. Wobec tego w Lechu nie decydowano się na danie mu kolejnej szansy. Zamiast tego do rywalizacji z portugalskim defensorem sprowadzono Rasmusa Carstensena. Duńczyk mimo gorszego okresu w tym sezonie, ma w swoim CV argumenty mówiące, że może on zaistnieć w polskiej Ekstraklasie.
W trakcie negocjacji wciąż jest transfer rezerwowego napastnika, którego Lech bardzo potrzebuje. Przy ewentualnej kontuzji Mikaela Ishaka „Kolejorz” zostanie z duetem snajperów Fiabema – Szymczak. Pierwszy z nich na razie się kompromituje, a drugi nie potrafi nawet zbliżyć się do swojego poziomu sprzed dwóch sezonów.
Transfery wychodzące
Na początku zimowego okna transferowego wydawało się, że Lech będzie aktywnie pozbywał się zbędnych piłkarzy. Na obóz przygotowawczy z zespołem nie polecieli zarówno Adriel Ba Loua, jak i Stepjen Loncar. Niels Frederiksen był wobec piłkarzy stanowczy i odejście niechcianego Iworyjczyka oraz pomocnika miało być tylko kwestią czasu. Tymczasem Iworyjczyk wciąż jest w klubie, a przyszłość i obecny status Loncara jest nieznany.
Na wypożyczenia do niższych lig, w poszukiwaniu minut, udali się młodzi wychowankowie Lecha – Jakub Antczak oraz Bartosz Tomaszewski, którzy jesień spędzili również poza klubem. Ich brak nie będzie więc odczuwalny. Na tej samej zasadzie klub opuścił również Elias Andersson. Szwedzki lewy obrońca był jesienią jednym z najgorszych piłkarzy Lecha i ewidentnie nie chciał być częścią tego zespołu. Najczęściej siedział obrażony na trybunach. Natomiast gdy już pojawił się na boisku w spotkaniu z Puszczą Niepołomice – był najgorszym piłkarzem na boisku.
Przewidywana jedenastka
Lech jesienią spisywał się tak dobrze, że trudno przewidywać jakiekolwiek większe zmiany w składzie. Z drugiej jednak strony w sparingach całkiem nieźle spisywał się Daniel Hakans, a Patrik Walemark dobrze współpracował z Joelem Pereirą na prawej flance. Mimo wszystko wydaje się, że Niels Frederiksen nie będzie gruntownie zmieniał struktury składu, a co najwyżej postara się wykorzystać głębię składu, którą dysponuje na skrzydłach. Reszta pierwszej jedenastki nie powinna się zmienić.
O co powalczy Lech Poznań?
Lech będzie walczył o mistrzostwo Polski. Przed sezonem wydawało się, że będzie to zadanie nierealne, ale Niels Frederiksen odbudował piłkarzy, odbudował styl gry Lecha Poznań i odbudował w ten sposób wiarę w to, że Poznań będzie mógł się w tym roku cieszyć z najważniejszego krajowego trofeum. Lech wyglądał do tej pory fenomenalnie. Pozostała mu gra tylko na jednym froncie, a w lidze startuje z pole position. Na dodatek nie osłabił się w zimowym okienku transferowym. Wobec tego zdobycie mistrzostwa Polski stało się dla Nielsa Frederiksena obligiem.
Cytując jedną z piosenek zespołu Dwa Sławy z najnowszego albumu „Dobrze by było”. Lech poznań będzie walczył o mistrzostwo Polski z „Nożem na gardle”. Wszystko dlatego, że kibice w Poznaniu stęsknili się za fetowaniem upragnionego majstra „bardziej niż księżyc za słońcem”.